W swojej prostodusznej łatwowierności dotychczas myśleliśmy, że kurialiści Archidiecezji Warszawskiej są instrumentalnie używani w zorganizowanej kampanii nienawiści, prowadzonej przeciwko nam w mediach, przez takie osoby, jak Paweł Kostowski, czy red. Tomasz Terlikowski. Po „komunikacie” opublikowanym przez ks. dra Michała Turkowskiego 25 marca na stronie Archidiecezji, musieliśmy przyjąć do wiadomości, iż to jednak działa inaczej. W sumie to trudno powiedzieć, kto tu się kim posługuje…
Po tym skandalicznym „komunikacie” zwróciliśmy się (pisemnie, a dzisiaj osobiście) do kanclerza Kurii ks. dra Janusza Bodzona o udostępnienie dokumentów postępowania prowadzonego w sprawie, która bezpośrednio nas dotyczy. Prawo kościelne daje nam taką możliwość, o czym mówi kanon 487 § 2 w brzmieniu:
Osoby zainteresowane mają prawo – gdy o to proszą osobiście lub przez pełnomocnika – otrzymać autentyczny odpis lub kopię dokumentu z natury swej publicznego, który dotyczy ich osoby.
KPK Kan. 487 § 2
Postępowanie, które prowadzili sobie kurialiści, musiało mieć charakter z „natury swej publiczny”, skoro ks. Turkowski informował o nim „komunikatem” na stronie internetowej (choć mętnie tłumaczył, czemu nie informuje tak o każdym postępowaniu, jakie prowadzi). Oczywiście, po opublikowaniu tego „komunikatu” nie mieliśmy już raczej złudzeń, co do faktycznego charakteru działań ks. Turkowskiego, więc jasnym było: “staną na głowie, żeby nie pokazać, co narobili”. Tak się oczywiście stało. Kurialiści nie powiedzieli, w jakim trybie prowadzili postępowanie i co właściwie ustalili, we wszystkim zasłaniając się Watykanem. Czy Watykan tak im kazał działać? Ks. Michał Turkowski czy ks. dr Piotr Odziemczyk w ogóle nie widzą nic dziwnego w tym, że najpierw Terlikowski z Kostowskim ogłaszają całemu światu wyrok, że jesteśmy sektą i dopuszczamy do najpodlejszego krzywdzenia naszych dzieci. Po wielu miesiącach ks. Turkowski informuje, że przeprowadził postępowanie, a jego “komunikat” jest rodzajem stempla, potwierdzenia, że wszystko, co gadali i pisali wcześniej „dziennikarze”, jest prawdą. Nie ma nic dziwnego w tym, że nie wzięliśmy w żaden sposób udziału w prowadzonym postępowaniu, a nawet nie możemy się w żaden sposób zapoznać z jego ustaleniami. Wyrok został najpierw wykonany, potem wydany i nie ma żadnej potrzeby, żeby najbardziej zainteresowani w ogóle się z nim zapoznali, nie mówiąc już o uzasadnieniu. Gdyby słuchać księży Odziemczyka i Turkowskiego, faktycznie wyszłoby na to, że Watykan wydaje jakieś kapturowe wyroki i skazany nawet nie może się dowiedzieć, za co i na co skazany został.
My w tę wersję jednak nie uwierzyliśmy.
Ks. kanclerz Bodzon jakoś skwapliwie umknął, pozostawiwszy nas z ks. Turkowskim i ks. Odziemczykiem. Próbujemy im tłumaczyć, że przez wszystkie te miesiące publikacje medialne wspierane wypowiedziami kurialistów i teraz „komunikatem”, były wielką krzywdą dla nas, dla naszych rodzin, a przede wszystkim dzieci. Ks. Turkowski z rozbrajającą szczerością wyjaśnił nam dzisiaj: “jakieś ofiary muszą być”, gdyż kurialiści musieli ostrzec wszystkich przed niebezpieczeństwem, jakie stanowimy. Ale dokumentów z postępowania, prowadzonego na temat owego niebezpieczeństwa, oczywiście nam nie pokażą. Trzeba było przed nami przestrzec cały świat i niech się cały świat nie pyta, co właściwie złego zrobiliśmy. To tyle, jakby ktoś pytał, czy wiarygodne są wywody wszystkich tych, którzy mówią, jak to specjalne zespoły kurialne bardzo boli krzywdzenie dzieci i osób bezbronnych.
Ks. Michał Turkowski nasze żale skwitował po prostu wzruszeniem ramion. A ks. Piotr Odziemczyk – uśmiechem i na zakończenie spotkania rzucił: “No, to fajnie”…
Będziemy oczywiście dochodzić swych praw. Pooglądawszy sobie to wszystko, nabraliśmy jednak strasznego podejrzenia. A co, jeśli te wszystkie postępowania, które prowadzono w ostatnich czasach przeciwko wielu biskupom, polegały dokładnie na tym samym? Ogłaszano jakiś mętny komunikat kościelny, a (najczęściej) red. Terlikowski wykonywał wyrok, przypisując takim biskupom tysiąc podłości. A co, jeśli biskupi też nie uczestniczyli w żadnym postępowaniu i potraktowano ich tak jak nas?
Ktoś mógłby powiedzieć: “nie martwicie się o tych biskupów, niech się sami o siebie troszczą”. Nie jest to zbyt szlachetny sposób stawiania sprawy i chyba nie na tym polega Kościół synodalny (choć oczywiście, respektujemy dogmat: “czym jest Kościół synodalny, ma ostatecznie prawo orzec tylko Terlikowski”). Jednak rzecz wygląda inaczej jeśli wziąć pod uwagę, że takie „wyroki” pociągają za sobą konsekwencje dla zwykłych wiernych. Władze państwowe wymyśliły sobie bowiem, że istnieje coś takiego, jak zbiorowa odpowiedzialność katolików, a konkretnie diecezji, za wszystko co zrobią księża (już są wyroki, że nie tylko za pedofilię!). Są wyroki, że w takich przypadkach odpowiada diecezja, a przecież diecezja, jak znowu mówi prawo kościelne (kanon 372 KPK) to “terytorium i wszyscy wierni na nim mieszkający”.
Mamy państwowy kodeks cywilny, jeszcze z 1964 roku, i nawet IV Departament za czasów PRL nie wpadł na pomysł, żeby wyczytać z niego, że cała diecezja może odpowiadać za to, co zrobił jeden ksiądz. Te konkretne przepisy przez sześćdziesiąt lat nie zmieniły się, a nagle, bez zmiany ustawy, wyczytano z nich coś zupełnie innego. Natomiast nasz Episkopat nie protestuje przeciw temu, powołując się chociażby na Konkordat. Nie zgadzamy się na takie traktowanie zwykłych katolików przez nasze państwo, ani przez naszych biskupów. Niewiele możemy, stając naprzeciwko zorganizowanym siłom w rodzaju kurialiści Odziemczyk & Turkowski, czy potentaci propagandowi, jak Terlikowski. Za swój obowiązek uznaliśmy jednak spisać te kilka zdań i podjąć działania, o których będziemy informować.
To, co wydarzyło się dalej, podczas naszego dzisiejszego spotkania z kurialistami było tak niewiarygodne, że zostawimy sobie to na kolejne części. Jak dojdziemy już trochę do siebie, zdołamy to przemodlić i w ogóle zrozumieć.
Wiktor Choroszewski
Michał Kozerski
Jakub Sawicki